poniedziałek, 30 stycznia 2017

2017-01-29 KRUK

odcinek: od leśniczówki (w tę i z powrotem)
dystans: ok. 11,000 km
czas: niecałe 2 godziny

Pozbywszy się pociech, po wczesnym obiedzie, postanowiliśmy zobaczyć co słychać w lesie. Nasze kijki przez ostatnie miesiące nudziły się w garażu, więc zabrały się z nami. Zostawiliśmy samochód przy leśniczówce na Kruku i naprzód. Agnieszka nie była tu nigdy (przy leśniczówce owszem, ale dalej już nie), a ja... nie wiem kiedy, dawno. Bardzo dawno.

Od pierwszych kroków zaczęło nam się podobać.
Lekki mrozik, ale bardzo słonecznie, dość śnieżnie. I las.
Widok drzew i leśna cisza chyba na każdego działają kojąco. Zdaje się, że dziś sporo osób szukało tu odprężenia i ucieczki od niedzielnego marazmu w domu.
Mijaliśmy biegaczy, spacerowiczów, biesiadujących przy ognisku, a na sąsiedniej dróżce ktoś mignął na kijkami.
Maszerowaliśmy główną drogą. Plan wycieczki w rejon Dalejowa upadł na krzyżówce przy składnicy. Zakręt w lewo wydał nam się atrakcyjniejszy. Pożałowaliśmy tego po kilkuset metrach. Szlak wyostrzył na południe i słońce mocno raziło nas w oczy. Skręciliśmy ponownie w lewo w wyglądającą obiecująco krętą dróżkę.
Tu szło się nieco trudniej, ale za to przyjemniej.
Było więcej śniegu, gałęzie drzew wchodziły w światło drogi, a ta wiła się zdecydowanie intensywniej niż główny trakt.
Na kolejnych rozwidleniach nasza trasa traciła na szerokości i była coraz bardziej zaśnieżona. Wreszcie dotarliśmy do miejsca, gdzie ścięte gałęzie coraz bardziej utrudniały marsz.
Spróbowaliśmy jeszcze szczęścia w innym kierunku, ale stanęło na tym, że pora do domu.
Powrót tą samą trasą. Kilometry czuliśmy w nogach, szczególnie pod koniec wycieczki.















W lesie jest fajnie, a marsz z kijkami to czysta przyjemność. Jak na nas, czyli mało wytrawnych piechurów, szliśmy dość żwawo. W niecałe dwie godziny przeszliśmy około 11 kilometrów, może trochę więcej. Ale trasa nam sprzyjała, pogoda również, a my prawie nie robiliśmy przystanków.


Temperatura około -3 st.C. Bardzo słonecznie, bez wiatru, przyjemnie. Śniegu sporo, spodziewałem się, że będzie mniej.

piątek, 6 stycznia 2017

2017-01-06 TRZECH KRÓLI NA KAMIENNEJ

rzeka: Kamienna
odcinek: Marcinków w kierunku Wąchocka i z powrotem
dystans: ok. 4,000 km wg geoportalu
czas: 1 godzina 30 minut

Święto Trzech Króli spędzone na wodzie to u nas tradycja. Trzymamy się tego już od paru lat. Zmienia się skład uczestników, bywa, że wybieramy inną rzekę, czasem przesuniemy spływ o dzień czy dwa, ale zawsze pływamy. Tym razem poprzeczka była postawiona dość wysoko, było śnieżnie, przynajmniej jak na ostatnie lata i mroźno. Trzynaście stopni poniżej zera, zaś odczuwalna temperatura zdecydowanie niższa. Jednak tradycja, to tradycja – płynąć trzeba.

Liczebnie pobiliśmy ekspedycję biblijnych monarchów, bo było nas pięcioro.
Magda przyjechała z Lublina, był Tomek, Artur, Marek, który zaliczał dziś swój setny spływ i ja.
Powitania i noworoczno-jubileuszowy szampan odrobinkę odwlekły początek spływu.
Zeszliśmy na wodę w Marcinkowie z zamiarem rekreacyjnego pływania na spokojnej wodzie.
Trudne warunki, więc łatwa trasa.
Było zimno, dłonie zmarzły mi zanim zszedłem na wodę, a na wodzie absolutnie nie było lepiej. Dziś wszyscy mieli z tym problem, rozcieranie skostniałym dłoni i palców było nagminne.
Płynęliśmy z prądem w dół rzeki.
Śnieg, dzieła lodowe, lód brzegowy i śryż.
Na początku mało, ale przybywało go z każdym metrem.
Miejscami już zaczynał się scalać tworząc większe tafle.
Rozcinaliśmy je kajakami niwecząc misterną pracę i wspólny trud zimy i mrozu.
Dwa albo trzy razy przebijaliśmy się przez cienki lód, który skuł całe koryto rzeki, od brzegu do brzegu. Najdłuższa z tych przepraw miała może trzydzieści metrów.
Wreszcie dotarliśmy do miejsca, gdzie wspólnie orzekliśmy, że dalej się nie da.
Lód był coraz grubszy, a za nim nie było widać tafli wody.
Kajaki, wiosła i fartuchy już były pokryte grubą warstwą lodu.
















W drodze powrotnej trochę mniej marzłem i nawet nabrałem większej ochoty na pływanie, ale na mecie wizja długiej przenoski i mróz ostatecznie wybiły nam z głowy pomysł na zwiedzanie górnego odcinka. W sumie na wodzie spędziliśmy około 90 minut pokonując jakieś 4 kilometry. W tych warunkach to wcale nie tak mało. Było biało, było ładnie, ale zimno.
Dziękuję wszystkim za spływ i towarzystwo.

Poziom wody:
Bzin (Kamienna) 129-130cm (przepływ 1,4-1,5m3/s)
Wąchock (Kamienna) 50-49cm (przepływ 2,4-2,3m3/s)

Wody dużo. Temperatura -13 do -12 st.C. Słonecznie, nie padało, wiało. Chłód się czuło, wiatr był dotkliwy, ale tylko miejscami. Osłaniały nas przed nim wysokie brzegi i drzewa.