niedziela, 30 lipca 2017

2017-07-30 RADOMKA


rzeka: Radomka
odcinek: Bartodzieje - Brzóza
dystans: ok. 19,180 km wg geoportalu
czas: 5 godzin

Dawno nie pływałem. Praca, urlop, brak wody, a może też trochę mi się nie chciało. To przełożyło się na ponad dwa miesiące bez kajaka. Nie pamiętam tak długiej przerwy. Może gdy zaczynałem i nie pływałem w zimie.
Stanęło na tym, że urządzimy spływ w ten weekend. Najpierw miała być Nida, ale skończyło się na Radomce. Do tego w pięciu. Do stałego składu (Tomek, Artur, Marek i ja) dołączył Jarek. Ostatni raz widziałem się z nim prawie rok temu, na Czarnej Koneckiej.

Spotkaliśmy się w Bartodziejach. Upał. Od razu okazało się, że kilka tygodni absencji na wodzie wystarczyło, by zapomnieć niektóre nawyki – aparat został w domu. Zapomniałem go spakować. Szkoda.
Jeszcze boleśniej pożałowałem tego za pierwszym zakrętem, kiedy to wypłynęliśmy na plażę topless. Damską plażę topless. Męskie były później, ale tam brak aparatu wcale nie doskwierał. To nauka na przyszłość, że zawsze należy się bardzo starannie spakować przed wyjazdem.
Nasz spływ przebiegał zdecydowanie leniwie, słońce mocno grzało, orzeźwiały nas progi, przynajmniej te, które spływaliśmy. Sama Radomka na na tym odcinku wygląda ciekawiej niż w górnym biegu. Może to w dużym stopniu kwestia pogody i pory roku. Trochę trzcin, łąki, drzewa, czysta woda – ładnie.
Wracając zahaczyłem o zrujnowany dwór w Bartodziejach. Własność prywatna – może doczeka się odbudowy.


Przyjemnie było spotkać się po długiej przerwie i trochę popływać. Tym bardziej dziękuję wszystkim za wspólny spływ.










Poziom wody:
Rogożek (Radomka) 140cm (przepływ 3,4m3/s)


Wody było mało, ale tyle spokojne wystarczy. Temperatura ok. 28-33 st.C. Upalnie, bezwietrznie, nie padało. Temperatura wody 20-22 st.C.

sobota, 29 lipca 2017

2017-07-29 SZYDŁOWIEC


odcinek: po mieście
dystans: ok. 2,500 km
czas: 2 godziny

Wybraliśmy się na kolejną krótką wycieczkę, zresztą nudną jak się potem dowiedziałem. Pobliski Szydłowiec poznałem dość dobrze pod koniec studiów (moja praca dyplomowa dotyczyła Szydłowca). Potem przejeżdżałem tamtędy parę razy, czasem zaglądając czy coś się nie zmieniło. Zapamiętałem go jako miasteczko z potencjałem, którego nie wykorzystano. Zamek z odpadającym tynkiem, mocno podniszczony ratusz, rynek bez sensu z zapyziałą zabudową wokół. Jedynie późnogotycki kościół bronił się wizualnie, lecz raczej w myśl zasady „na bezrybiu i rak ryba”.

Dziś jest inaczej. Unia, fundusze, dotacje, rewitalizacje.
Zamek pamięta średniowiecze, ale obecną formę zawdzięcza epoce renesansu.
Teraz go odrestaurowano, obecnie prezentuje się bardzo dostojnie.
Stoi na usypanej kilkaset lat temu wyspie, wokół fosa i doinwestowany park.





W parku spacerowicze, dzieci na huśtawkach, turniej szachowy pod gołym niebem. Sielanka. Żadnego łojenia browarów na ławkach, sikania pod drzewem czy psich klocków na alejkach. Da się? Da się!


Potem przeszliśmy się w kierunku rynku.
Renesansowy ratusz też został odnowiony, płyta rynku otrzymała nową nawierzchnię, między rynkiem a kościołem skwer.



Zespół kościoła też jakby odżył. Chyba najlepiej prezentuje się od południowego zachodu. Tam od ulicy oddziela go kamienny mur oporowy, zaś sam kościół pnie się w górę. Cały efekt psuje zadaszenie schodów. Podejrzewam je o niewidzenie z architektem. Szkoda.
Tak czy inaczej Szydłowiec dziś zrobił na mnie wrażenie, mimo iż prace rewitalizacyjne ominęły wiele budynków. Nie jest to miasteczko formatu Sandomierza, ale w okolicy chyba nie ma miejscowości, która prezentowałaby się lepiej. A w promieniach lipcowego słońca wszystko dziś wyglądało bajkowo.









Zajrzeliśmy jeszcze do cukierni zlokalizowanej w pierzei wschodniej, na wprost wejścia do ratusza. Kupiliśmy ciastka na wynos. Moja napoleonka bardzo smaczna. W tejże cukierni skusiliśmy się na lody, których jakość gwarantowała Zielona Budka. Spróbowałem dwa smaki, chyba śmietankowy z czarną porzeczką – coś pomiędzy pycha a zjawiskowy. Drugi smak to śliwka w czekoladzie – klękajcie narody!

środa, 26 lipca 2017

2017-07-26 MIRÓW I BOBOLICE


odcinek: Mirów-Bobolice-Mirów i jeszcze trochę
dystans: ok. 5,000 km
czas: 2 godziny

Pomysł wykiełkował dość nagle i nieoczekiwanie. Grunt, że zdecydowaliśmy się na krajoznawczą wycieczkę, która miała spotkanie z historią w tle.

Na miejscu zaskoczyła nas pogoda. Lipiec, obiecujące prognozy, więc postawiliśmy na raczej na szorty i krótki rękaw. To ostatecznie zmusiło nas do skrócenia wyprawy

Najpierw Mirów.

Potem Bobolice.

Między nimi krótka, ale piękna ścieżka.



Oba zamki zawdzięczają swoje powstanie królowi Kazimierzowi Wielkiemu, posiadają wspólną historię i nawet wspólne legendy. Dziś łączy je mecenat firmowany tym samym nazwiskiem. Bobolice zostały odbudowane, a w Mirowie trwają prace budowlane. Czy to właściwe rozwiązanie? 
Z konserwatorskiego punktu widzenia pewnie niekoniecznie. Ale wg mnie w tym przypadku to dobra droga.
Bobolice odzyskały dawny blask, wydaje się, że zostały odbudowane z poszanowaniem dla przeszłości. Każdy może je zwiedzać i podziwiać. Niestety, nie każdy zabytkowy obiekt ma tyle szczęścia. Niektóre, gdy stają się prywatną własnością przestają być dostępne dla osób postronnych – to nic złego, ale trochę szkoda. Inne zostają poddane spontanicznym przebudowom stanowiącym policzek dla wiedzy historycznej.
Wciąż pamiętam wykład profesora Zina na ten temat, poparty pouczającą anegdotą.
Dziś zarówno posępne ruiny Mirowa...
...jak i odbudowane Bobolice prezentowały się imponująco...
...szlak między zamkami obfitował w okazałe otwarcia widokowe, a przewodnik w Bobolicach potrafił zainteresować ciekawostkami z przeszłości. Dzieci poczuły lekki głód wiedzy. Doskonale!
Skoro o głodzie mowa... cieniem na wycieczce kładzie się obiad. Nadmienię, że przetrwałem studia na stołówkowych obiadach (choć niektóre stołówki wspominam jak najlepiej), zupach w proszku, chlebie z dżemem i konserwach. Zatem dotąd zdawało mi się, że zjem prawie wszystko... może poza plackami po węgiersku na rynku w Chęcinach. Zdecydowaliśmy się na przydrożny zajazd cieszący się ogromnym uznaniem internautów. Nieco traumatyczne doświadczenie, ale jednak za mało, by zrzucić Chęciny z podium.


Temperatura 18-20 st.C, chłodno. Chwilami słonecznie, ale ogólnie pochmurno i trochę wietrznie.

niedziela, 16 lipca 2017

2017-07-16 WOKÓŁ STOKOWCA


odcinek: dom – Młynarska – Szeroka – Rejów - dom
dystans: ok. 10,000 km
czas: 3 godziny

Dzieci dały się wyciągnąć na pieszą wycieczkę i nawet schowały komórki. Kto ma dzieci, ten wie, że to tak łatwo nie przychodzi.

Od samego początku dość natrętnie obsiadały nas małe muszki, za to inne owady pozwalały się fotografować.
Przeszliśmy się nad rzeką. Ścieżka, którą pamiętam z dzieciństwa jako trasę do biegania, na rower, na rodzinne spacery czy na biegówki dziś jest totalnie zryta przez crossy. Można oddawać się swoim zainteresowaniom czy realizować pasje w sposób zgodny z prawem i bez uciążliwości dla innych, bez niszczenia przyrody. Są do tego tory. Zresztą... szkoda gadać.
Po wejściu do lasu trafiliśmy na nielegalne wysypisko. Do tego skrajnie forsowny, dwukilometrowy marsz bezgranicznie wyczerpał część młodzieży, ale za to potem już było „z górki”.

Szliśmy drogą przez las, którą dotąd chyba nie chodziłem.

Wokół ładnie, jak to w lesie.

Trochę zabawy z kompasem...
...trochę opowiadania o drzewach...
...o owadach i takie tam, rodzinne rozmowy.
Było bardzo fajnie, chwilami może nieco marudnie, ale chwilami wesoło.
Chwilami jakby nostalgicznie. Pewnie z żalu, że wycieczka już się kończy.
Dzieci słabym głosem potwierdziły, że im się podobało, a ja na wszelki wypadek nie pytałem czy to powtórzymy.





Temperatura 20-21 st.C, ale odczuwalna dużo wyższa. Raczej słonecznie, trochę nas pokropiło na koniec.