środa, 27 września 2017

2017-09-27 ŁYSICA I AGATA


odcinek: Święta Katarzyna – Łysica - Agata i powrót
dystans: ok. 6,000 km
czas: 2 godziny

Moi inwestorzy kupują coraz atrakcyjniejsze nieruchomości i parcele, zatem wizje lokalne przyszłych terenów inwestycyjnych coraz mniej przypominają nudne pobyty na budowie, a stają się pretekstem do interesujących, rodzinnych wycieczek po okolicy.



I tak wylądowaliśmy w Świętej Katarzynie, a stąd już krok na Łysicę. Ku naszemu zdziwieniu kazano nam zapłacić za wejście do lasu. Jak widać o pewnych rzeczach nie śniło się nie tylko filozofom.



Po wdrapaniu się na iglicę świętokrzyskiego Everestu i rozejrzeniu się wokół uświadomiłem sobie, że chyba tu nigdy nie byłem. A przynajmniej nie pamiętam, żebym był. Zaskakująca konstatacja, ale to oznaczało, że czas już był najwyższy, by się tu wybrać.



Na Agacie chyba ładniej, trochę bardziej dziko, ludzie tam nie chodzą. Może nie wolno.




A w drodze powrotnej Olga wypatrzyła takie oto urocze coś. Wszyscy teraz przynoszą miliony prawdziwków i innych kozaków, a te już nie mieszczą im się w domach. Ale i my, jak widać, mieliśmy swoje pięć minut.

niedziela, 10 września 2017

2017-09-10 VII ALEKSANDRYJSKI SPŁYW RZEKĄ KAMIENNĄ


rzeka: Kamienna
odcinek: Bodzechów – Ruda Kościelna
dystans: ok. 15,490 km wg geoportalu
czas: 4 godziny 30 minut

Siódmy Aleksandryjski. Czas leci. Zaczynaliśmy skromnie, czasem tylko we trzech. Potem były spływy w szerszym gronie, płynęło dwanaście, trzynaście osób. Ostatnio znów spotykamy się w kameralnym gronie. Dzisiaj, podobnie jak poprzednio było nas pięcioro. Beata, Agnieszka, Tomek, Artur i ja.

Tradycyjnie o tej porze roku brakuje wody, teraz też nie było jej za wiele. Wybraliśmy malowniczy odcinek Kamiennej za Ostrowcem Świętokrzyskim.



Wystartowaliśmy przy moście w okolicach Bodzechowa, zostawiając za sobą mało atrakcyjny, uregulowany, choć już znaturalizowany odcinek rzeki.



Nurt był żwawy, wody niezbyt wiele. Brzegi były zielone, ale jesień już zaczęła zaznaczać swoją obecność. Liście tu i tam złapały lekkie brązy, w innym miejscu pożółkły.


Słońce grzało nas przez cały spływ, przypominając, że to jednak końcówka lata. Dla Beaty i Agnieszki trasa stanowiła nowość, Artur mógł uważać się tu za bywalca, zaś Tomek i ja płynęliśmy tędy tylko raz. Już zapomnieliśmy jak tu ładnie.

Kamienna płynęła spokojnie, ale kilka razy trafiały się dynamiczne przyśpieszenia na bystrzach czy kamienistych przemiałach.

Okolica raczej dzika i naturalna, z dala od siedlisk ludzkich, dzięki temu śmieci należały do rzadkości. Mnóstwo drzew, które często tworzyły tunel osłaniający płynących przed słońcem. Wysokie brzegi, porośnięte trawą i plaże z drobnoziarnistym, gliniastym piaskiem, w którym łatwo ugrzęznąć.

Większość odwiedzanych przez nas rzek wygląda inaczej, nawet sama Kamienna w górnym biegu jest inna. Wolę górną Kamienną, ale tu też jest pięknie. Czemu pływamy tu tak rzadko? Musimy to zmienić.


Skończyliśmy przy moście, obok ujęcia wody. Spływ niezwykle przyjemny, dziękuję wszystkim za towarzystwo i udane przedpołudnie. Rzeka wspaniała, bujna przyroda, zieleń, ptaki. Świetnie, wszyscy zadowoleni.

Poziom wody:
Kunów (Kamienna) 70-65cm (przepływ 1,9-1,3m3/s)
Czekarzewice (Kamienna) 49-50cm (przepływ 5,1-5,3m3/s)


Wody było mało, bardzo mało, ale wystarczyło. Przy niższych stanach też można ryzykować spływ. Temperatura ok. 23-25 st.C. Ciepło, raczej słonecznie, bez wiatru.

sobota, 2 września 2017

2017-08-28 - 09-01 GDAŃSK

Na zakończenie wakacji zaplanowaliśmy Gdańsk. Z uwagi na naciski młodego pokolenia, ale też dlatego, że sami dawno tam nie byliśmy.

Koniec sierpnia zwykle ma zapach jesieni, więc nie liczyliśmy na plażę. Nastawiliśmy się na zwiedzanie.


Starówka, Żuraw, Neptun... wyjdzie samo w praniu.




























Znaleźliśmy bardzo przyjemny apartament położony na osi Żuraw - Muzeum IIWŚ. Lokalizacja w sam raz dla kogoś, kto pragnie często odwiedzać stare miasto, akceptowalna cena, bardzo przyzwoity standard. Polecam, mimo znaczących organizacyjnych niedociągnięć.

Dużo spacerowaliśmy po starówce. Zielona Brama, Żuraw, Długi Targ, Zbrojownia, Bazylika Mariacka. 




Miasto ma się czym pochwalić. Gdańsk różni się od innych miast, nie tylko ze względu na położenie. Gdańszczanie w minionych wiekach wypracowali pewną odrębność stylu w twórczości architektonicznej.


Co zresztą dość często (choć nie zawsze) z miłym dla oka skutkiem kontynuują współcześni.


Kolorytu Gdańska dopełnia Motława, Martwa Wisła czy Kanał Raduni. Tną miasto na odrębne kwartały, by zaraz połączyć je gęstą siecią mostów. To gwarantuje wspaniałe widoki.


Inna rzecz, że Gdańsk nie zaskoczy nas niespodziewanie urokliwym zaułkiem czy niewielkim placykiem, nagle wyłaniającym się zza zakrętu ulicy czy niesfornym budynkiem, który swym położeniem zaburza ortogonalny układ urbanistyczny. A może za mało jeszcze poznałem Gdańsk. Tak czy inaczej to piękne miasto, byłbym bardzo ostrożny z głoszeniem tez, że Kraków czy Wrocław podobają mi się bardziej.


Gdańsk to również morze i plaża. Nie liczyliśmy na wypoczynek na bałtyckim piasku, ale pogoda okazała się dla nas łaskawa. Zaliczyliśmy dwa dni plażowania, spacer brzegiem do Sopotu, opalanie się, a ja parę razy kąpałem się w zatoce. Niestety Bałtyk do ciepłych mórz nie należy.




Odwiedziliśmy też Muzeum II Wojny Światowej, Centrum Hewelianum oraz liczne lodziarnie. Pierogarnia przy Elżbietańskiej tak bardzo przypadła nam do gustu, że po pierwszej wizycie nie daliśmy już szansy innym lokalom. Mniam!










Trzymając się kulinarnej poetyki powiem, że nasz pobyt był równie udany jak pierogi miesiąca z bobem i koprem, pogoda łagodna jak pierogi z oreo na cieście czekoladowym, a kąpiele w Bałtyku niezapomniane jak wyrazisty smak pierogów z gęsiną w sosie żurawinowym.