niedziela, 25 listopada 2018

2018-11-25 BELNIANKA I CZARNA NIDA


rzeka: Belnianka i Czarna Nida
odcinek: Marzysz - Bieleckie Młyny
dystans: 12,000 km wg geoportalu
czas: 4 godziny 30 minut

Dziś pływaliśmy we czworo. Z Dorotką pływamy od dawna, ale zwykle widzimy się, gdy jest ciepło. W rękawicach płynęła z nami po raz pierwszy. Artur i Tomasz pływają w każdych warunkach, w rękawicach i bez.

Pogoda wyjątkowo nam sprzyjała, nie było wiatru, nie padało, stabilna temperatura. Trochę mało wody, trochę mało słońca i dość wilgotno, ale przyzwyczailiśmy się, że w listopadzie nie powinno się oczekiwać zbyt wiele.



Po dwóch kilometrach zrobiliśmy przymusową przerwę, a w połowie trasy dłuższy postój na ognisko. 



Bardzo sympatyczny spływ. Dziękuję wszystkim za towarzystwo. Zakładam, że z Dorotką będziemy się widywać częściej na wodzie. Może następnym razem będzie to spływ ze śniegiem na brzegach.





















Poziom wody:
Daleszyce (Belnianka) 109-111cm (przepływ 0,4-0,5m3/s)
Morawica (Czarna Nida) 137-122cm (przepływ 2,0-1,2m3/s)

Temperatura ok.5-7 st.C. Bez wiatru, prawie bez słońca, wilgotno. Wody mało, ale nie za mało.

niedziela, 4 listopada 2018

2018-11-04 DZIADY NA KAMIENNEJ


rzeka: Kamienna
odcinek: Piękna - Wąchock
dystans: 13,550 km wg geoportalu
czas: 3 godziny 30 minut

Dziady na Kamiennej to jedna z naszych małych tradycji. Miało nas być czterech, ale Tomkowie nie dopisali. Jeden musiał zrezygnować w ostatniej chwili, a drugiego już wcześniej odciągnęły obowiązki. Szkoda, szkoda.

Ostatecznie płynęliśmy tylko we dwóch. Artur i ja.


Kamienna tradycyjnie nas oczarowała. Czysta woda, wysuszone, żółte trawy i pozbawione liści drzewa. Brzmi słabo, a prezentowało się świetnie.


Pojawiły się nowe zwałki, nowe progi, a tu i tam kolorowe liście przypominały nam jak piękna i malownicza potrafi być jesień.


Pierwszy odcinek zmienił się najbardziej, do tego potężny pień w poprzek rzeki zmusił nas do wyjścia.


Potem zatrzymaliśmy się przy młynie na krótką przerwę na jedzenie.


Następny odcinek nie przyniósł już wielkich niespodzianek, choć w paru miejscach coś się jednak zmieniło. Tu wyższy próg, tam zwałka czy nieco inny przebieg bystrza. Dość szybko dotarliśmy do mety, w sam raz by zdążyć do domu na obiad.



















Spływ udany, ciepło, sympatycznie. Dziękuję Arturowi za wspólne pływanie, a Tomkowi za pomoc w logistyce.

Poziom wody:
Bzin (Kamienna) 117-116cm (przepływ 0,5-0,4m3/s)
Wąchock (Kamienna) 21-22cm (przepływ 0,8-0,9m3/s)

Temperatura ok.12-14 st.C. Bez wiatru, bez słońca, mżawka, wilgotno. Mało wody, ale spokojnie można pływać przy takim stanie.

niedziela, 21 października 2018

2018-10-21 CZARNA NIDA


rzeka: Czarna Nida
odcinek: Morawica - Wolica
dystans: ok.16,300km wg geoportalu
czas: 4 godziny 30 minut

Wody ekstremalnie mało. W Morawicy nigdy nie widziałem czegoś takiego. Tam, gdzie zwykle pływaliśmy bez przeszkód widać było tylko kamienie. Na szczęście potem sytuacja nieco się poprawiła.




Woda stała, musieliśmy włożyć sporo pracy w wiosłowanie.




Miałem bardzo długą przerwę w pływaniu, więc tym goręcej dziękuję wszystkim za towarzystwo, czyli obu Tomaszom i Arturowi.





Poziom wody:
Morawica (Czarna Nida) 124-138cm (przepływ 1,3-2,1m3/s)
Tokarnia (Czarna Nida) 105cm (przepływ 2,7m3/s)

Temperatura ok.10 st.C. Bez wiatru, bez deszczu, prawie bez słońca, wilgotno.


wtorek, 4 września 2018

ROZCZOCHRANY LUBLIN I UCZESANY ZAMOŚĆ - zakończenie wakacji 2018


To już trochę tradycja. Wakacje kończymy rodzinnym, parodniowym wyjazdem do miasta z klimatyczną starówką. Między Odrą a Bugiem, między Tatrami a Bałtykiem. Zwiedziliśmy już Kraków, Wrocław, Gdańsk, Olsztyn. Dotąd nie zawsze wiązało się to z przełomem sierpnia i września, ale ostatnio tak.

Znaleźliśmy bardzo przyjemny apartament blisko lubelskiego zamku i blisko rynku...
...oraz grupę zaprzyjaźnionych przewodników.
Dzięki znajomym lublinianom dowiedzieliśmy się wielu ciekawostek o mieście, o jego zabytkach. Nie ominęły nas też aktualne atrakcje jak nocny pokaz multimedialny przy fontannie czy koncert Lady Gagi.
Sam Lublin był nieco inny niż go sobie wyobrażałem. Czy mnie rozczarował? Nie, po prostu był inny. Zdecydowanie odbiegał od miast o ortogonalnej, rytmicznej siatce ulic i placów.
Zamek i stare miasto zbudowano na wzniesieniach, układ ulic nie trzyma się linii prostych i nawet rynek ma nieregularny kształt.
Zakręty, zakamarki, zaułki – tu nie ma miejsca na nudę i urbanistyczną monotonię.

Różnorodność jest wszędzie, obok niskiej kamienicy stoi wysoka...
...przy fantazyjnym szczycie ascetyczna elewacja...
...w sąsiedztwie świeżo odnowionej fasady odpada tynk.
Lublin mieni się bogactwem barw, stylów, a kolorytu dodaje mu widoczna w lokalnej architekturze i obecna tu od wieków nuta żydowska.

Ładne miasto, choć tu i tam wciąż jeszcze zaniedbane.
Przez dwa dni spacerowaliśmy po starówce...
...zaglądaliśmy do bram...
...zadzieraliśmy głowy do góry...
...by innym razem spojrzeć w dół.
Zwiedziliśmy kaplicę, podziwiając jej bizantyjskie freski...

...a w nocy nawiedził nas duch marszałka.

Stosownie do tak ogromnej rozpiętości wrażeń wizualnych Lublin zapewnił wielkie bogactwo kulinarnych doznań. Kuchnia polska, ormiańska, żydowska, smaki wschodu i dania z refektarza jezuitów. My zaczęliśmy od pizzy (z dziećmi inaczej się na da), było też „sielsko-anielsko” przy pierogach i zapiekanych warzywach, a skończyliśmy na specjałach w restauracji indyjskiej. Do tego, rzecz jasna, frytki.
Zamość zostawiliśmy na niedzielę. Tu było zupełnie inaczej. Renesansowe założenie urbanistyczne z kwadratowym rynkiem ze wspaniałym ratuszem, z regularnym układem ulic, otoczone bastionowymi fortyfikacjami. To zupełnie inne piękno. Wakacje zakończyliśmy wspólnym obiadem. Tak się złożyło, że zamówiliśmy dania polskie u włoskie, ale chyba w renesansowym Zamościu tak być musiało. Bezmiaru rozpusty dopełniła kawa z lodami.



Jeszcze raz dziękujemy za towarzystwo Magdzie, Ignacowi i Bigosowi. Pozostaje tylko żałować, że wyjazd dobiegł końca.

PS. Pierwsze zdjęcie zawdzięczamy Magdzie, a ostatnie nieznajomej z kawiarni.