rzeka: Pierzchnianka,
Belnianka, Czarna Nida
odcinek: Znojów
– Bieleckie Młyny
dystans: ok.
15,700 km wg geoportalu
czas: 4
godziny
Po
drodze na spływ elektroniczny pomiar nad ekspresówką zmroził nas
informacją, że temperatura powietrza wynosi prawie minus osiem
stopni Celsjusza. Jak lodowaty dotyk zimy. Po wyjściu z samochodu w
Bieleckich Młynach owionął nas dotkliwy chłód. Rześko! Na
miejscu spotkania okazało się, że ostatecznie będzie nas trzech –
Artur, Marek i ja. Po przegrupowaniu ruszyliśmy na start. Stan wody
na Pierzchniance wyglądał obiecująco, więc zdecydowaliśmy się
na wariant „maksimum” czyli start w Znojowie.
To był strzał w
dziesiątkę. Pierzchnianka zwykle jest strumyczkiem, ale tym razem
zapewniała nam wystarczającą ilość wody. Były zwałki, a
grudniowe słońce zatroszczyło się o doskonałą oprawę
estetyczną. Okolica zdecydowanie mogła się podobać. Słabiej
prezentowała się końcówka rzeczki, przepływaliśmy przez
miejscowość. A to nigdy nie wygląda dobrze, jeżeli nie liczyć
Wenecji i paru innych przykładów.
Ujście
do Belnianki było inne niż zwykle. Belnianka niosła sporo wody, a
Pierzchnianka była szeroko rozlana, dużo szerzej niż zazwyczaj. Na
Belniance też ładnie. Po połączeniu z Lubrzanką wpłynęliśmy
na Czarną Nidę. Okazało się, że nie musimy robić przystanku w
Podmarzyszu, bo spiętrzenie blokujące kanał ulgi było tym razem
spływalne.
Zatrzymaliśmy się chwilę później na lewym brzegu
porośniętym sosnami. Ładne miejsce. Wyciągnęliśmy jedzenie,
Artur nadrobił zaległości telefoniczne, Marek opowiedział o
zmianach w Starachowicach, a ja wypróbowałem nowy termos obiadowy –
działa.
Po
zejściu na wodę zatrzymała nas spora zwałka, ale udało się ją
pokonać, choć z trudem. Muszę przyznać, że nigdy dotąd nie
widziałem takiej Czarnej Nidy. Zwykle płynie się tam w głębokim
korycie, teraz woda sunęła prawie równo z brzegami. Bystrza i
kaskady, które w Kuby Młynach zawsze rysują polietylen tym razem
były całkowicie schowane po taflą wody.
Wszędzie woda odbijała
się od brzegów i kotłowała, co chwilę tworzyły się małe wiry.
Niektóre miejsca trudno było poznać. Nurt był szybki, ostatnie 10
km pokonaliśmy w około 90 minut, a wcale nie śpieszyliśmy się
zbytnio. Na mecie pojawiliśmy się trochę po trzynastej.
Spływ
się udał. Zobaczyliśmy Pierzchniankę, którą zapewne nikt dotąd
nie płynął. Możliwe, że po raz pierwszy płynąłem Belnianką w
zimie, a Czarna Nida pokazała zupełnie nową twarz. Świetne
zakończenie sezonu, który w moim przypadku był wyjątkowo mało
intensywny.
Dziękuję
wszystkim za towarzystwo.
Poziom
wody:
Daleszyce
(Belnianka) 138-135cm (przepływ 3,1-2,8m3/s)
Morawica (Czarna
Nida) 198-199cm (przepływ 7,6-7,7m3/s)
Temperatura - początkowo
-7,7st.C pod koniec spływu chyba już delikatnie na plusie.
Słonecznie. Prawie nie wiało, nie padało. Wody mnóstwo.