rzeka: Koprzywianka
odcinek: Wojnowice
- Kamieniec
dystans: ok.
14,180 km wg geoportalu
czas: 6
godzin 15 minut
Rano,
przed spływem, wspaniały wschód słońca pomalował niebo na
czerwono. Jeszcze nie wiedziałem, że podobny widok kończący dzień
będzie na towarzyszył na ostatnich metrach spływu. Wstępnie
myślałem o Kamiennej, ale Tomek
zasugerował Koprzywiankę powyżej odcinka, który spłynęli
ostatnio. Po wstępnych oględzinach uznaliśmy (Tomek, Artur i ja),
że wody jest na tyle dużo, by zacząć jeszcze wyżej. Pakując się
do kajaków rozważaliśmy czy nasze dzisiejsze pływanie podciągnąć
już pod spływ niepodległościowy czy raczej traktować jako
spóźnione Dziady. Jestem za Dziadami.
Przed dziesiątą
zeszliśmy na wodę. Spora szansa, że Koprzywianka w Wojnowicach
kajaków jeszcze nie widziała. Po kilkudziesięciu metrach
uznaliśmy, że już nigdy nie zobaczy.
Woda miała tu białą barwę za sprawą gruntu lub okolicznych kopalni i fatalną przejrzystość. Przez to oględziny z brzegów nie ujawniły aż takich płycizn, z którymi potem przyszło nam się zmierzyć. Szorowaliśmy po kamieniach bez przerwy. Męczarnia, dawno tak nie było, chyba ostatnio na Żarnówce albo Bobrzy.
Do tego zwałki chaszcze... Komuś zdarzyło się w kajaku poparzyć twarz pokrzywami lub podrapać kolcami jeżyn? Nam tak. Pierwsze dwa kilometry zajęły nam dwie godziny. Gdyby nie bobry poszłoby nam jeszcze gorzej. Należy im się od nas pomnik.
Woda miała tu białą barwę za sprawą gruntu lub okolicznych kopalni i fatalną przejrzystość. Przez to oględziny z brzegów nie ujawniły aż takich płycizn, z którymi potem przyszło nam się zmierzyć. Szorowaliśmy po kamieniach bez przerwy. Męczarnia, dawno tak nie było, chyba ostatnio na Żarnówce albo Bobrzy.
Do tego zwałki chaszcze... Komuś zdarzyło się w kajaku poparzyć twarz pokrzywami lub podrapać kolcami jeżyn? Nam tak. Pierwsze dwa kilometry zajęły nam dwie godziny. Gdyby nie bobry poszłoby nam jeszcze gorzej. Należy im się od nas pomnik.
W
Iwaniskach przenoska, długa. Do tego rzeka się rozdwoiła i wody
zrobiło się dwa razy mniej. Na szczęście sytuacja szybko się
poprawiła. Tylko trochę, ale jednak. Znów była szansa, że
skończymy przed zachodem słońca. Niestety, od połowy trasy
znów zrobiło się płytko. Na metę dotarliśmy mocno zmęczeni,
słońce już czerwieniło się za drzewami. To było bardzo długie
czternaście kilometrów.
Rzeka w miejscowościach wyglądała wstrętnie. Brud, śmieci, złom. To niestety już standard. Natomiast dzikie odcinki przedstawiały się świetnie. Przełomy, przemiały, liczne bystrza, skalne progi i szypoty. Do tego wielkie, omszałe, a czasem porośnięte bluszczem pnie drzew.
Premią za trudy był dla mnie widok spłoszonej sowy, która przemknęła nad moim kajakiem i długo nie mogła znaleźć sobie miejsca, aż wreszcie zniknęła między drzewami.
Po powrocie do domu dość
szybko ogarnęło mnie senne zmęczenie. Gdy tylko zamknąłem oczy
natychmiast pojawiły się kamieniste bystrza i męcząca konieczność
wyboru najlepszej drogi wśród płycizn. Tak jeszcze nie było, więc
niech to będzie miarą uciążliwości trasy.
Nie wiem czy na ten
odcinek Koprzywianki jeszcze wrócimy, jeżeli tak, to tylko przy
większej wodzie. Dziękuję kolegom za wspólne pływanie.
Poziom wody:
Koprzywnica
(Koprzywianka) 206-204cm (przepływ 2,2-2,1m3/s)
Bzin
(Kamienna) 167-153cm (przepływ 6,1-4,2m3/s)
Temperatura ok. 6-11
st.C. Trochę słońca. Nie wiało, nie padało. Na tym odcinku musi
być więcej wody. Przepływ w Koprzywnicy wszystkiego nie
odzwierciedla, w górnym biegu woda zdążyła już spłynąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz