rzeka: Kamienna
odcinek: Mroczków
– Skarżysko-Kamienna ul. Zwycięzców
dystans: ok.
19,000 km wg geoportalu
czas: 6
godzin 15 minut
Ostatnie
deszcze podniosły poziom do stanów alarmowych, więc pulsująca
lampka z napisem KAMIONKA!!! od razu stanęła mi przed oczami. W
sobotę i jeszcze w niedzielę widoki z mostów na Kamionce
prezentowały się znakomicie, ale pechowo nie było chętnych na ten
termin. Z żalem obserwowałem jak woda opada odsłaniając kolejne
kamieniste bystrza, a rzeczka traci swą drapieżność. W
poniedziałek chyba nie było już tam czego szukać. Zdecydowaliśmy
się na plan B czyli na Kamienną, a dokładnie górną Kamienną.
Rok temu płynęliśmy (choć w innym składzie) przy mniejszej
wodzie i było dość fajnie, więc teraz mogło być tylko lepiej.
Wśród
chętnych był Artur i Marek, który postanowił płynąć, mimo że
poprzedniego dnia wrócił z innego spływu. Zaczęliśmy tam gdzie
rok remu, ale by dołożyć pionierski, nieodkryty odcinek zwodowałem
dobre dziesięć metrów wcześniej. Mam nadzieję, że kajak wybaczy
mi szorowanie po betonowych podkładach kolejowych ledwie przykrytych
taflą wody. Bardzo szybko pokonaliśmy pierwszy etap.
Inaczej się
nie dało, woda niosła i trzeba się było pilnować. Potem trzy
mosty i znowu szybki nurt, zakończony rozlewiskiem.
Skok z bobrowej
tamy przemył zasypane trzciną i gałęziami pokłady naszych
kajaków.
Dalej
las. Piękny, mieszany las i wijąca się rzeka.
Świerki, sosny,
drzewa liściaste, cisza zmącona jedynie śpiewem ptaków.
Niestety
dość szybko ten harmonijny, sielankowy obraz
zburzył
hałas pił mechanicznych – decyzje zapadające na szczeblu
ministerialnym dogoniły nas nawet na spływie. Potem dołączyli
fani sportów motorowych nielegalnie ryjący lasy. Następna zaraza.
My
płynęliśmy dalej ciesząc się dość ładnym dniem, a ponad
wszelką wątpliwość piękną rzeką.
Pokonując piętrowe zwałki
dotarliśmy na rozlewisko w Gilowie, gdzie spotkaliśmy miejscowego
kajakarza. Niestety dziś był w cywilu, więc nie było wspólnego
pływania. Tylko wymiana uprzejmości.
Pokonaliśmy dwa spiętrzenia
wody, przed nami był chyba najbardziej dynamiczny odcinek rzeki.
Woda
niosła nas niezwykle szybko, bystrza wymagały ciągłej uwagi,
spadek rzeki był wyczuwalny, a nurt bardzo żwawy, wręcz ostry.
Zachlapany obiektyw zdyskwalifikował wszystkie zdjęcia wykonane na
tym odcinku, a szkoda. Działo się.
Przed zalewem rzeka zdecydowanie
się uspokoiła. Mogliśmy podziwiać jej przejrzystość niezmąconą
przez ostatnie opady.
Las wokół robił równie wspaniałe wrażenie.
Na
zalewie złapał nas silny wiatr, zrywał krople wody i bił w twarz.
Przy tamie postój, ale szybko ruszyliśmy dalej.
Czekał nas jeszcze
kawał trasy.
Znów było ładnie i znów były szybkie i dynamiczne
fragmenty, choć rzeka nabrała szerokości.
Na
jednej ze zwałek Artura spotkała niemiła przygoda.
Przewrotny los
ukarał go za życzliwość.
Pomógł mi przecisnąć się pod
zwałką, a potem wciągał na nią Marka i to skończyło się
kąpielą. Po szyję. Nauka i morał są oczywiste – nigdy nie
pomagać Markowi!
Wzbogaceni
o negatywne doświadczenia odnośnie bezinteresownych działań oraz
wyzuci z empatii i altruizmu ruszyliśmy przed siebie. Ostatni leśny
odcinek, równie ładny jak wcześniej, ale rzadziej trafiały się
bystrza.
Chwilami rzeka odsuwała się od lasu, ale i tak płynęliśmy
wśród drzew. Wtedy często czuło się klimat wezbranej rzeki,
która niesie masy wody, ledwie mieszczące się w korycie. To też
wymagało uwagi.
Na mecie pojawiliśmy się
po piętnastej. Kamienna stanęła na wysokości zadania. Było
ładnie, nawet więcej niż ładnie, były emocje, zabawa na
bystrzach i meandrach, piękna zieleń, trochę zwałek. Na ten
odcinek Kamiennej na pewno będziemy wracać. Zdecydowanie warto.
Dziękuję za spływ i towarzystwo.
Poziom
wody:
Bzin
(Kamienna) 181-177cm (przepływ 8,2-7,6m3/s)
Wody wystarczyło, wg
mnie było idealnie, tak chcę zawsze. Kamieniste dno nie dało nam
się prawie wcale we znaki, za to przy tym poziomie dynamika rzeki
była idealnie wyeksponowana. Temperatura ok. 9-13 st.C. Raz słońce,
raz chmury. Nie padało, wiało dość konkretnie, szczególnie na
otwartych przestrzeniach. Jak na majówkę chłodno, wszyscy płynęliśmy w rękawicach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz