rzeka:
Lubrzanka i Czarna Nida
odcinek:
Suków-Papiernia - Morawica
dystans:
ok. 16,190 km wg geoportalu
czas:
4 godziny
Od
ponad miesiąca nie pływałem, bo zima, bo praca czy inne formy
aktywności. Inni w tym czasie się nie obijali. Czas był najwyższy,
by odrobić zaległości, zwłaszcza, że zima zdawała się być w
defensywie. Chętnych do pływania było wielu. Artur czuł już głód
kajaka, w przypadku Marka śmiało można mówić o wilczym apetycie
na pływanie, zaś Marcin i Robert też odczuwali pilną potrzebę
zejścia na wodę. Jako trasę spływu wybraliśmy koniec Lubrzanki i
Czarną Nidę do Morawicy, więc Marcin praktycznie pływał u
siebie. Zawiła logistyka zajęła nieco czasu, przy czym trochę
ułatwili nam to „gospodarze”, ja zaś dodatkowo skorzystałem z
transportu Marka.
Na
starcie niespodzianka. Lód. Wiedzieliśmy, że jeszcze zima, ale
żeby aż taka.
Szczęśliwie płynęliśmy poniżej zastawki, a tam
prąd był silny, więc lód nie miał szans. Należało jednak
liczyć się z ewentualnymi kłopotami później.
Po stromym brzegu
zeszliśmy na wodę. Z kłopotami, ale bez przygód. Nurt szybki,
sporo wody, Lubrzanka nas niosła.
Dość szybko osiągnęliśmy
połączenie z Belnianką, niestety nie było nam dane dopłynąć do
zastawki w Podmarzyszu. Znów lód. Trzeba przenieść.
Rozgrzewająca
herbata, coś na ząb, żarty. Po krótkiej przerwie znów wsiedliśmy
do kajaków.
Czarna Nida na tym odcinku rozlewała się szeroko, co
skutkowało płyciznami. Przy dzisiejszym stanie wody to nie był
problem.
Tymczasem rzeka zaczęła intensywnie kręcić, pojawiły
się przeszkody. Akrobacje na jednej z nich omal nie skończyły się
dla Marcina fatalnie.
Jego kajak już złapał poważny przechył,
ale Marcinowi udało się wybronić.
Na
brzegach wciąż widać było ślady srogiej zimy, lód brzegowy był
niemal wszędzie. Zwykle wisiał w powietrzu, nad nurtem, na
dowód wyższych stanów wody.
W wielu miejscach osiągał grubość
30-40 cm, czasem nawet więcej.
Przy przeszkodach tworzył wąskie
przesmyki, w których musieliśmy się zmieścić.
Parę razy całkiem
przecinał koryto rzeki. Ciekawe doświadczenia, nie mamy tego na co
dzień.
W
Bieleckich Młynach poziom wody został znacząco obniżony, dzięki
temu mogliśmy bez problemu dopłynąć do samej zastawki, ale
wysokie brzegi prawie uniemożliwiały wyjście.
Gramoliliśmy się
na ląd na różne sposoby, udowadniając, że do celu można dotrzeć
wieloma drogami. Rodzina Marcina obserwowała nasze zmagania,
taktownie wstrzymując się od komentarzy.
Do Morawicy nie daliśmy
rady dopłynąć.
Dwa razy wskakiwaliśmy na lód, na tyle gruby, że
utrzymywał ciężar człowieka. Z kajakarstwem miało to coraz mniej
wspólnego. Zawróciliśmy do ostatniego mostu, gdzie zakończyliśmy
spływ pełen wrażeń.
Było
ciekawie, nie często pływa się wśród lodów. Podobało mi się.
Dziękuję wszystkim za wspólną zabawę.
Poziom
wody:
Daleszyce (Belnianka)
116-114cm (przepływ 0,8-0,6m3/s)
Morawica (Czarna Nida)
134-132cm (przepływ 2,2-2,0m3/s)
Wody dużo. Temperatura
ok.2 st.C. Bez słońca, nie padało, wiało. Dość ciepło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz