rzeka: Jabłonica - Szabasówka - Radomka - Zalew Domaniowski
trasa: Goworek - Głogów
dystans: ok. 25,100 km (ok. 6 godzin 30 minut)
Płynęliśmy tylko we dwóch, Marek i ja. Rzeka łatwa, średnio uciążliwa, ale za to bardzo ładna. Początkowo mała i kręta, potem nieco przybrała „w pasie”, a na koniec wpadła do Szabasówki. Szabasówka do Radomki, a ta do zalewu Domaniowskiego. I tam skończyliśmy. Spływ bardzo fajny, mimo deszczowej końcówki.
trasa: Goworek - Głogów
dystans: ok. 25,100 km (ok. 6 godzin 30 minut)
Płynęliśmy tylko we dwóch, Marek i ja. Rzeka łatwa, średnio uciążliwa, ale za to bardzo ładna. Początkowo mała i kręta, potem nieco przybrała „w pasie”, a na koniec wpadła do Szabasówki. Szabasówka do Radomki, a ta do zalewu Domaniowskiego. I tam skończyliśmy. Spływ bardzo fajny, mimo deszczowej końcówki.
Eskimo Diablo Evolution - mój najnowszy nabytek. Zwykle przed spływem staram się wypróbować nowy kajak. Tym razem obyło się bez wcześniejszych testów, ale mimo tego spływ przebiegał bez niespodzianek.
Wystartowaliśmy w Goworku. Początek obfitował w płycizny, ale Marek twierdził, że rok temu było gorzej.
Zainteresowanym Jabłonicą polecam rozpoczęcie spływu o jeden most dalej. Nie traci się wiele, a można uniknąć wielu płycizn.
Płynęliśmy bez pośpiechu, ale też bez marudzenia.
Jabłonica nie należała do rzek mocno zwałkowych. Jednak tu i tam zdarzały się drzewa w nurcie.
Pogoda trafiła nam się idealna, przynajmniej na początku.
Zeszłoroczne zachwyty odnośnie urody rzeki wydawały mi się nieco przesadzone, ale i tak trzeba przyznać - nad Jabłonicą jest ładnie.
Tu wpłynęliśmy w prosty jak drut kanał. Jednak to jeden z urokliwszych kanałów jakie widziałem.
Na zamknięciu kanału rozlewisko i młyn. Marek oszacował z pamięci, że to połowa drogi. Rzeczywiście tak było, jednak druga połówka była może bardziej wymagająca, bo dłużyła się strasznie.
Dość szybko popsuła się pogoda. Przestało być słonecznie, a wkrótce skropił nas deszczyk.
Końcówka Jabłonicy obfitowała w zwałki. Gigantyczny, piętrowy zator, który wycisnął z nas ostatnie poty i zaraz za nim zwałka... zbrojona drutem kolczastym. Sam bym nie wpadł na coś takiego.
Spływaliśmy takie bystrza i kaskady.
Do dziś trwają spekulacje, jakiego to występku dopuścił się ten nieszczęśnik.
Wkrótce Jabłonica wpadła do Szabasówki, ta ustąpiła miejsca niepozornie wyglądającej Radomce, a spływ zakończyliśmy na Zalewie Domaniowskim.
Trasa niewątpliwie ciekawa i urozmaicona. Ładnie. Jabłonica prezentuje się pewnie jeszcze lepiej, gdy jest biało lub zielono. Podziękowania dla Marka za towarzystwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz