niedziela, 31 lipca 2016

2016-07-29, 30, 31 WEEKEND NAD ZALEWEM SULEJOWSKIM

Jubileusz w rodzinie stał się świetnym pretekstem do spędzenia paru dni poza domem, a konkretnie w zatopionym w sosnowym lesie ośrodku tuż przy linii brzegowej Sulejowskiego Zalewu.

Był czas na pływanie, spacery, marsze z kijkami, rozgrywki bilardowe...

...oraz na prawdziwie królewskie rozrywki, w dodatku w rozmiarze XXL.
Zwiedziliśmy również Groty Nagórzyckie, a potem...
...Niebieskie Źródła w Tomaszowie...
...gdzie mieliśmy okazję spacerować po parku...
...i podziwiać bujność flory oraz dorodność fauny.
Widzieliśmy bunkier kolejowy w Konewce.
Udaliśmy się również do ruin Zamku Kazimierzowskiego w Inowłodziu...
...gdzie cała nasza dziewiątka (na zdjęciu reprezentowana jedynie częściowo) mogła się przekonać, że ruiny są troszkę oszukane...

...i że na pochyłą basztę kozy skaczą.








niedziela, 24 lipca 2016

2016-07-24 CZARNA NIDA I NIDA

rzeka: Czarna Nida i Nida
odcinek: Ostrów - Brzegi
dystans: ok. 17,250 km wg geoportalu
czas: ok. 5 godzin

Teoretycznie nie ma totalnej suszy, ale regulowanie rzek, sprzątanie zwałek i niszczenie bobrowych tam robi swoje. Wszędzie brakuje wody. Tu dziękujemy wypożyczalniom, które tną i rąbią z pazerności, zaś meliorantom za regulację z głupoty. Kamienna praktycznie przestała być spływalna, o Czarnej Koneckiej czy Drzewiczce można tylko pomarzyć. Wczoraj Jacek opowiadał jak ciągnął kajak po Lubrzance. Nie mieliśmy w czym przebierać. Zdecydowaliśmy się na końcowy odcinek Czarnej Nidy zwieńczony kawałkiem Nidy.

Chętnych było czterech - Tomek, Marek, Marcin i ja.
Zaczęliśmy w Ostrowie, na starcie przerażająco płytko. To nie wróżyło najlepiej.
Sytuacja szybko się poprawiła i płynęło się bardzo sympatycznie.
Marcin, kolega Marka, debiutował dziś w kajaku. Na początku trochę go nosiło na boki. Na jednej z nielicznych zwałek zaliczył kabinę, ale kąpiel nie zważyła mu humoru.
Pozbierał się, otrzepał, wylał wodę i mogliśmy płynąć dalej. Kabina zwykle studzi zapał. Czy Marcin będzie chciał pływać dalej? Zobaczymy.
Tymczasem ruszyliśmy w dalszą drogę, szybko dotarliśmy do młyna w Wolicy, pokonując poprzedzający go urokliwy odcinek.
Przy młynie przenoska i wymuszony postój. Skubnęliśmy po kromce i na wodę.
Przed nami był szybki odcinek Czarnej Nidy, ale najpierw spokojna woda. Znów ładnie.
Potem bystrza, mało wody, ale spływalne. Niestety szybko się skończyły.
Po chwili minęliśmy ujście Bobrzy i rzeka uspokoiła się. Jeszcze dwa razy wyszumiała się na kamieniach, ale potem snuła się leniwie. Ładnie, szeroko, płytko.
Tak było do mostu w Tokarni, tam mieliśmy spore obawy czy uda się spłynąć. Przy niskim stanie wody sterczą kamienie. Nie tym razem. Miła niespodzianka i chwila przyjemności.
Planowaliśmy postój przy moście, jednak w tej sytuacji mogliśmy szukać bardziej kameralnego miejsca.
Marek zaproponował stanicę przy skansenie. Czemu nie. Zwykle stołujemy się na nieskalanym kosiarką łonie natury, ale tym razem zrobiliśmy wyjątek. Żwirek, trawka, drewniane sławojki, wiata, siedzenia i rozchwiany stół. Niby fajnie, wygodnie, ale chyba wolę po staremu. W końcu pływamy, żeby na trochę uciec od cywilizacji, nawet jeżeli ma oblicze drewnianej budki z serduszkiem na drzwiach.
Przy okazji okazało się, że pobyt powyżej godziny jest płatny. Więc wybraliśmy opcję „gratis”.
Ostatni odcinek był najsłabszy. Szeroko, bez większych emocji, widoki już nie takie. Meta w Brzegach. Spływ lekki i przyjemny. Czarna Nida mimo niskich stanów zaskoczyła na plus. Do tego było bardzo ładnie. Tomek i Marek również byli oczarowani urodą rzeki, mam nadzieję, że Marcinowi też się podobało. Dziękuję za wspólny spływ i towarzystwo. Zapomniałbym – woda krystalicznie czysta, jak w górach.



Poziom wody:
Morawica (Czarna Nida) 123-125cm (przepływ 1,5-1,6m3/s)
Tokarnia (Czarna Nida) 106-107cm (przepływ 3,0-3,1m3/s)
Brzegi (Nida) 84-83cm (przepływ 5,4-5,2m3/s)

Wody oczywiście mało, ale na tym odcinku nie było problemów. Aż byliśmy zaskoczeni. Temperatura 27-30 st.C, upalnie Nie wiało, nie padało, za to słonecznie.


Więcej zdjęć tutaj:

A tu relacja Marka:

sobota, 23 lipca 2016

2016-07-23 WYCIECZKA NA REJÓW

Sobotnie, późne popołudnie. Już po pracy. Dzieci się nudziły. Samo tak wyszło, spontanicznie.

Wskoczyliśmy w buty i ruszyliśmy na krótką, pieszą wycieczkę przed kolacją. 
Ładnie, zielono...
...pogoda w sam raz...
...ale niestety wokół zalewu coraz bardziej brudno.
Przy pobliskim hotelu niewiele lepiej. Szkoda.
Mimo tego spacer był udany.

Trochę rozmawialiśmy o leśnych roślinach...
...trochę o wyznaczaniu stron świata.
Komary prawie nam darowały, las był urokliwy, a dystans na tyle krótki, że marudzenie zaczęło się w zasadzie kilometr przed końcem.
Tempo, jak widać, chwilami osiągaliśmy zawrotne. Warto było wyjść z domu.

niedziela, 10 lipca 2016

2016-07-10 BELNIANKA I CZARNA NIDA

rzeka: Belnianka i Czarna Nida
odcinek: Borków - Morawica
dystans: ok. 18,600 km wg geoportalu
czas: ok. 6 godzin

Marek wrócił z Pilicy, Tomek postanowił odetchnąć od prac remontowych, a że nic innego nie przyszło nam do głowy, więc wybraliśmy się na wspólny spływ. Wszędzie panowała permanentna susza, w rzekach brakowało wody. Trudno było coś wybrać. Zaproponowałem Belniankę z Czarną Nidą i mimo naszych obaw trasa nie rozczarowała - była spływalna.

Zeszliśmy na wodę w Borkowie, nieco poniżej tamy.
Początek wyglądał słabo, woda zielona, kwitnąca...
… i okropnie płytko. Kamienie ryły polietylen.
Ale tutaj początek prawie zawsze tak wygląda. Na szczęście to wkrótce uległo zmianie.
Szybko zapomnieliśmy o płyciznach, ale bez bobrów moglibyśmy tylko pomarzyć. Dwie, może trzy tamy poprawiły sytuację.
Belnianka wyglądała inaczej niż zwykle i to nie tylko kwestia płycizn.
Właściciel nowej wypożyczalni wyciął zwałki na całej trasie. Zostało tylko parę, zapewne nowych. Jestem przeciwnikiem bezpardonowej ingerencji w otaczającą nas przyrodę tylko dlatego, że ktoś tak chce, bo wygodnie, bo pieniądze. Źle, że ktoś robi coś takiego.
Mimo wizyty drwali Belnianka nadal zachowała wiele ze swego wcześniejszego blasku. Mała rzeczka wijąca się wśród drzew. Wysokie brzegi, miejscami piaszczyste skarpy z sosnami powyżej, innym razem trzciny lub wysokie trawy.
Na Czarnej Nidzie zwałek jeszcze mniej. Tam rżnie i rąbie następna wypożyczalnia.
Przy połączeniu z Lubrzanką kolejna niespodzianka. Od tego momentu na brzegach przybijane były zalaminowane kartki z kierunkowskazami na Morawicę... ludzie aż tyle chleją na wodzie, że mogą się zabłądzić na rzece? Przecież woda płynie tylko w jedną stronę.
Cóż... mimo tych rozczarowań Czarnej Nidzie też nie można odmówić urody.
Na początku szeroka i płytka, potem wąska i kręta. Zieleń, drzewa... pięknie.
W połowie spływu temperatura dała się nam we znaki. Zrobiło się sennie, a nas dopadło zmęczenie. Mniej rozmawialiśmy, trochę nas ścięło... upał. I tak było już w zasadzie do końca.
Po drodze zaliczyliśmy dwie przenoski, co było pretekstem do dwóch przerw na posiłek. Dodatkowo dwa razy zatrzymywaliśmy się na łyk wody, ale piliśmy „z kulbaki”, bez wysiadania z kajaka.
Spływ udany, trasa malownicza, wody mało, zwałek jeszcze mniej, ale co tam! Ja jestem zadowolony, choć zmęczony. Dziękuję za wspólny spływ.













Dopiero w domu połapałem się, że to był mój dwusetny spływ. Szkoda, że przegapiłem taki jubileusz. Chyba teraz, w domu otworzę półsłodkie.

Poziom wody:
Daleszyce (Belnianka) 109-108cm (przepływ 0,4m3/s)
Morawica (Czarna Nida) 130-122cm (przepływ 1,4-1,9m3/s)
Wody mało, dało się płynąć, ale lepiej, żeby nie było mniej. Temperatura 21-24 st.C, ale było upalnie i słonecznie. Nie wiało, nie padało.

Więcej zdjęć tutaj:

sobota, 2 lipca 2016

2016-07-02 KAMIENNA I KUŹNICZKA

rzeka: Kamienna, Kużniczka, zalew w Bliżynie
odcinek: Bliżyn, pod prąd i powrót

Jakoś tak wyszło, że przez dwadzieścia dni nie byłem na żadnym spływie. To przez prace ogrodowe i majsterkowanie, które w pewnym sensie zaabsorbowały mnie bez reszty. Zatem, kiedy zdjęto mi szwy z rany od piły i gdy zabliźniło się wspomnienie po zastrzyku przeciwtężcowym uznałem, że już czas na wodę. Plany były różne, ale niespodziewanie obie córki wyraziły zainteresowanie kajakiem. Ta niespotykana jednomyślność ustawiła moje plany w zupełnie innym świetle.

Pozbieraliśmy się rano, bez zrywania się po ciemku, ale na tyle wcześnie, by uniknąć smażenia się w południowym słońcu.
Zaczęliśmy na zalewie w Bliżynie.
Szybko zeszliśmy na wodę. Agnieszka z Olgą popłynęły jako pierwsze. Zaś Kalina bardzo zaskoczyła mnie „na plus” poziomem kontrolowania kajaka. Skok umiejętności od ostatnich wakacji był odczuwalny i wyraźny. Rok temu jej kajak sam decydował o kursie, teraz już nie.
Olga tradycyjnie radziła sobie dość fajnie i rozwijała spore prędkości, choć dziś dostała wymagający kajak i trochę to odczuła.
Kalina również mogła czerpać radość z pływania.
Trzeba przyznać, że trasa dzisiejszego spływu należała do wyjątkowo malowniczych.
Leśny odcinek Kamiennej to idealny poligon do nauki z dziećmi. Woda prawie bez ruchu...
...bez niespodzianek, a wokół zieleń i drzewa. Pięknie.
Wpłynęliśmy również w Kuźniczkę.
Ten dopływ Kamiennej był równie spokojny, ale zdecydowanie mniejszy. Było wąsko, do tego na naszej drodze pojawiła się przeszkoda.
Dziewczyny pokonały ją stylowo i bez problemów...
...prześlizgując się pod ogromną kłodą.
Na samym końcu rozdzieliliśmy się. Olga i Agnieszka popłynęły na zalew, by okrążyć wyspę...
...zaś Kalina i ja wybraliśmy zwiedzanie bagiennego rozlewiska, nieco ponurego, ale pełnego uroku.
Wszyscy zakończyliśmy spływ dynamicznie wskakując na brzeg – polietylen na to pozwala... ba, nawet tak lubi.














Wszystkim się podobało, a mnie szczególnie. Cieszy mnie pływanie z rodziną, a jeszcze bardziej postępy córek w pływaniu. Podziękowania czy rytualne „było fajnie” są tu szczególnie na miejscu.
P.S. Nie podaję czasu i dystansu, by nie umniejszać rozmiarów dzisiejszego sukcesu.

Poziom wody:
Bzin (Kamienna) 117cm (przepływ 0,5m3/s)

Wody było dość, ale to zagwarantowała nam obecność zalewu. Stany wód na rzekach niestety są marne. Mogliśmy wpłynąć dość daleko w Kamienną. Temperatura 29-31 st.C, bardzo upalnie i słonecznie. Bezwietrznie, nie padało.
Więcej zdjęć tutaj: