rzeka:
Czarna Nida i Nida
odcinek:
Ostrów - Brzegi
dystans:
ok. 17,250 km wg geoportalu
czas:
ok. 5 godzin
Teoretycznie
nie ma totalnej suszy, ale regulowanie rzek, sprzątanie zwałek i
niszczenie bobrowych tam robi swoje. Wszędzie brakuje wody. Tu
dziękujemy wypożyczalniom, które tną i rąbią z pazerności, zaś
meliorantom za regulację z głupoty. Kamienna praktycznie przestała
być spływalna, o Czarnej Koneckiej czy Drzewiczce można tylko
pomarzyć. Wczoraj Jacek opowiadał jak ciągnął kajak po
Lubrzance. Nie mieliśmy w czym przebierać. Zdecydowaliśmy się na
końcowy odcinek Czarnej Nidy zwieńczony kawałkiem Nidy.
Chętnych
było czterech - Tomek, Marek, Marcin i ja.
Zaczęliśmy
w Ostrowie, na starcie przerażająco płytko. To nie wróżyło
najlepiej.
Sytuacja
szybko się poprawiła i płynęło się bardzo sympatycznie.
Marcin,
kolega Marka, debiutował dziś w kajaku. Na początku trochę go
nosiło na boki. Na jednej z nielicznych zwałek zaliczył kabinę,
ale kąpiel nie zważyła mu humoru.
Pozbierał
się, otrzepał, wylał wodę i mogliśmy płynąć dalej. Kabina
zwykle studzi zapał. Czy Marcin będzie chciał pływać dalej?
Zobaczymy.
Tymczasem
ruszyliśmy w dalszą drogę, szybko dotarliśmy do młyna w Wolicy,
pokonując poprzedzający go urokliwy odcinek.
Przy
młynie przenoska i wymuszony postój. Skubnęliśmy po kromce i na
wodę.
Przed
nami był szybki odcinek Czarnej Nidy, ale najpierw spokojna woda.
Znów ładnie.
Potem
bystrza, mało wody, ale spływalne. Niestety szybko się skończyły.
Po
chwili minęliśmy ujście Bobrzy i rzeka uspokoiła się. Jeszcze
dwa razy wyszumiała się na kamieniach, ale potem snuła się
leniwie. Ładnie, szeroko, płytko.
Tak
było do mostu w Tokarni, tam mieliśmy spore obawy czy uda się
spłynąć. Przy niskim stanie wody sterczą kamienie. Nie tym razem.
Miła niespodzianka i chwila przyjemności.
Planowaliśmy
postój przy moście, jednak w tej sytuacji mogliśmy szukać
bardziej kameralnego miejsca.
Marek
zaproponował stanicę przy skansenie. Czemu nie. Zwykle stołujemy
się na nieskalanym kosiarką łonie natury, ale tym razem zrobiliśmy
wyjątek. Żwirek, trawka, drewniane sławojki, wiata, siedzenia i
rozchwiany stół. Niby fajnie, wygodnie, ale chyba wolę po staremu.
W końcu pływamy, żeby na trochę uciec od cywilizacji, nawet
jeżeli ma oblicze drewnianej budki z serduszkiem na drzwiach.
Przy
okazji okazało się, że pobyt powyżej godziny jest płatny. Więc
wybraliśmy opcję „gratis”.
Ostatni
odcinek był najsłabszy. Szeroko, bez większych emocji, widoki już
nie takie. Meta w Brzegach. Spływ lekki i przyjemny. Czarna Nida
mimo niskich stanów zaskoczyła na plus. Do tego było bardzo
ładnie. Tomek i Marek również byli oczarowani urodą rzeki, mam
nadzieję, że Marcinowi też się podobało. Dziękuję za wspólny
spływ i towarzystwo. Zapomniałbym
– woda krystalicznie czysta, jak w górach.
Poziom
wody:
Morawica (Czarna
Nida) 123-125cm (przepływ 1,5-1,6m3/s)
Tokarnia (Czarna
Nida) 106-107cm (przepływ 3,0-3,1m3/s)
Brzegi
(Nida) 84-83cm (przepływ 5,4-5,2m3/s)
Wody oczywiście mało,
ale na tym odcinku nie było problemów. Aż byliśmy zaskoczeni.
Temperatura 27-30 st.C, upalnie Nie wiało, nie padało, za to
słonecznie.
Więcej
zdjęć tutaj:
A tu relacja Marka:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz