Przez
ostatnie lata nasze wakacyjne wypady były raczej w klimacie wyjścia
na grilla, a i to gdzieś blisko. Zatem, gdy w lutym zadzwoniła moja
siostra z propozycją wspólnego urlopu w Chorwacji, uznaliśmy, że
może pora na odmianę i zgodziliśmy się od razu. I tak w połowie
sierpnia, po ponad osiemnastogodzinnej podróży cała nasza siódemka
dotarła do Puli.
Pozytywnie zaskoczyły mnie warunki na miejscu. Nasze lokum wyglądało lepiej niż na zdjęciach, a krystalicznie czysta woda w przydomowym basenie zachęcała do kąpieli. Szybko zapomnieliśmy o trudach podróży, wpadając w błogi rytm wakacyjnej sielanki, z której to nie mogę się otrząsnąć do tej pory.
...Olga, Kalina i ja. Wścibscy turyści, a aparaty w pogotowiu.
Panowie pozwolą... moja żona... Zooofia!
Pula
to urocze miasto z bogatą historią. Wg mitologii założyli je
argonauci Jazona znużeni swą wyprawą. Jeszcze przed naszą erą
Pula była rzymską kolonią i z tego okresu pozostało sporo
szczególnie cennych zabytków. Po upadku Rzymu była miastem
bizantyjskim. W XII wieku wzorem innych miast Istrii złożyła
przysięgę na wierność Wenecji, zaś dwieście lat później
została przez Republikę Wenecką wchłonięta. Na skutek epidemii
dżumy i malarii miasto niemal przestało istnieć, ocalało jedynie
trzystu mieszkańców. Pula została wtórnie zasiedlona przez
uchodźców z Półwyspu Bałkańskiego, których przygnała tu
ekspansywna polityka tureckiego imperium. W XIX wieku Pula odzyskała
swą świetność, stając się popularną miejscowością rekreacyjną
oraz ważnym portem handlowym, a nawet główną bazą marynarki
wojennej Austro-Węgier. Po Wielkiej Wojnie miasto wraz z całą
Istrią przejęli Włosi. Kolejne zmiany terytorialne przyniosło
zakończenie II wojny światowej, kiedy to Pula przypadła
Jugosławii, zaś po jej rozpadzie Chorwacji. Tak barwna historia to
jeden z największych atutów miasta. Spacerując po Puli, oglądaliśmy
liczne zabytki z czasów rzymskich z okazałym amfiteatrem na czele,
ale też średniowieczne kościoły czy austro-węgierskie
fortyfikacje.
Rzymski amfiteatr. Główna atrakcja turystyczna Puli.
Amfiteatr w zbliżeniu.
Widok strefy wejściowej.
Rzut oka do środka.
Świątynia Oktawiana Augusta...
...nieco nadgryziona zębem czasu.
I widok z tyłu.
Łuk triumfalny.
Podwójna brama rzymska...
...ze wspaniałym detalem.
Brama Herkulesa. Mniej efektowna, we współczesnym otoczeniu, ale również pamiętająca czasy rzymskie.
Antyczna mozaika.
Kamienna kaplica Marije Formoze.
Ratusz miejski wieczorową porą...
...i jego boczna elewacja za dnia.
Katedra w Puli.
Kościół Pani Morza.
Cesarsko-królewskie fortyfikacje.
Stara
część miasta...
...była niezwykle urokliwa...
...wąskie...
...i kręte uliczki...
...pięły się raz w górę...
...raz w dół...
...place tętniły życiem.
Tu kusiła kawiarnia...
...czy lodziarnia...
...tam znów restaurator zapraszał do stolika.
...była niezwykle urokliwa...
...wąskie...
...pięły się raz w górę...
...raz w dół...
...place tętniły życiem.
Tu kusiła kawiarnia...
...czy lodziarnia...
...tam znów restaurator zapraszał do stolika.
Niezwykle
interesujące były też obrzeża ścisłego centrum...
...bardziej chaotyczne...
...czy zaniedbane, ale również godne uwagi.
Wszystko było tam bardziej surowe...
...bardziej krzywe i bardziej obdrapane.
Miejscami wyglądało to jak brazylijskie fawele.
...bardziej chaotyczne...
...czy zaniedbane, ale również godne uwagi.
Wszystko było tam bardziej surowe...
...bardziej krzywe i bardziej obdrapane.
Miejscami wyglądało to jak brazylijskie fawele.
Każdy z nich...
...był świadkiem świetności miasta...
...w innym okresie.
Prócz zwiedzania spędziliśmy mnóstwo czasu nad wodą, czemu poświęcę odrębny wpis. Próbowaliśmy też lokalnej kuchni. Jedliśmy spaghetti i risotto, to zapewne wpływy z drugiej strony Adriatyku. Dania mięsne też były smaczne, ale przyznam, że wolę nasze, prócz tego pieczone ryby słonowodne z białym, chorwackim winem. Pasty tuńczykowe stanowiły kulinarną inspirację dla mojej żony i siostry. Najbardziej godne uwagi były jednak owoce morza. Pycha! Niestety nie zachował się materiał zdjęciowy.
Świetnym
pomysłem, aż szkoda, że nie moim, była rezygnacja z powrotu
chorwacką autostradą na rzecz dróg niższej rangi wzdłuż
wybrzeża.
Asfaltowe szosy biegły pośród sadów oliwnych
wydzielonych kamiennymi murkami.
Zobaczyliśmy nie tylko lokalny koloryt wsi i małych miasteczek, ale też surową urodę leśnych wzgórz i skalnych urwisk.
Zobaczyliśmy nie tylko lokalny koloryt wsi i małych miasteczek, ale też surową urodę leśnych wzgórz i skalnych urwisk.
„Ćwierćfuntak
z serem czy Royal Cheese” czyli drobne różnice.
Parę
drobiazgów wyobrażałem sobie inaczej. Zaskoczyło mnie choćby piwo w plastikowych
butelkach. Początkowo nie mogłem się przekonać, choć po chwili
namysłu uznałem, że wolę tak niż w aluminium. Tyle, że to chyba
mniej ekologiczne rozwiązanie.
Co
ważniejsze. Chorwaci wykazują w bardzo wielu kwestiach taką włoską
niefrasobliwość. Coś jest niedokończone, coś niepomalowane, to
zrobi się później. Z drugiej strony, każdy z nas jest chyba
trochę Chorwatem. Ja na pewno. Wie to każdy, kto był u mnie domu. Ale
tak jest może fajniej.
Tu druga część relacji:
http://pruswkajaku.blogspot.com/2016/08/12-20-sierpnia-2016-pula-cz2.html
Tu druga część relacji:
http://pruswkajaku.blogspot.com/2016/08/12-20-sierpnia-2016-pula-cz2.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz