poniedziałek, 29 sierpnia 2016

12-20 sierpnia 2016 - PULA

Przez ostatnie lata nasze wakacyjne wypady były raczej w klimacie wyjścia na grilla, a i to gdzieś blisko. Zatem, gdy w lutym zadzwoniła moja siostra z propozycją wspólnego urlopu w Chorwacji, uznaliśmy, że może pora na odmianę i zgodziliśmy się od razu. I tak w połowie sierpnia, po ponad osiemnastogodzinnej podróży cała nasza siódemka dotarła do Puli.


Pozytywnie zaskoczyły mnie warunki na miejscu. Nasze lokum wyglądało lepiej niż na zdjęciach, a krystalicznie czysta woda w przydomowym basenie zachęcała do kąpieli. Szybko zapomnieliśmy o trudach podróży, wpadając w błogi rytm wakacyjnej sielanki, z której to nie mogę się otrząsnąć do tej pory.


Bohaterowie przygody - Ania, Łukasz i Pola...


...Olga, Kalina i ja. Wścibscy turyści, a aparaty w pogotowiu.


Panowie pozwolą... moja żona... Zooofia!























Pula to urocze miasto z bogatą historią. Wg mitologii założyli je argonauci Jazona znużeni swą wyprawą. Jeszcze przed naszą erą Pula była rzymską kolonią i z tego okresu pozostało sporo szczególnie cennych zabytków. Po upadku Rzymu była miastem bizantyjskim. W XII wieku wzorem innych miast Istrii złożyła przysięgę na wierność Wenecji, zaś dwieście lat później została przez Republikę Wenecką wchłonięta. Na skutek epidemii dżumy i malarii miasto niemal przestało istnieć, ocalało jedynie trzystu mieszkańców. Pula została wtórnie zasiedlona przez uchodźców z Półwyspu Bałkańskiego, których przygnała tu ekspansywna polityka tureckiego imperium. W XIX wieku Pula odzyskała swą świetność, stając się popularną miejscowością rekreacyjną oraz ważnym portem handlowym, a nawet główną bazą marynarki wojennej Austro-Węgier. Po Wielkiej Wojnie miasto wraz z całą Istrią przejęli Włosi. Kolejne zmiany terytorialne przyniosło zakończenie II wojny światowej, kiedy to Pula przypadła Jugosławii, zaś po jej rozpadzie Chorwacji. Tak barwna historia to jeden z największych atutów miasta. Spacerując po Puli, oglądaliśmy liczne zabytki z czasów rzymskich z okazałym amfiteatrem na czele, ale też średniowieczne kościoły czy austro-węgierskie fortyfikacje.

Rzymski amfiteatr. Główna atrakcja turystyczna Puli.
Amfiteatr w zbliżeniu.

Widok strefy wejściowej.

Rzut oka do środka.

Świątynia Oktawiana Augusta...

...nieco nadgryziona zębem czasu.

I widok z tyłu.

Łuk triumfalny.

Podwójna brama rzymska...

...ze wspaniałym detalem.

Brama Herkulesa. Mniej efektowna, we współczesnym otoczeniu, ale również pamiętająca czasy rzymskie.



Antyczna mozaika.

Kamienna kaplica Marije Formoze.

Ratusz miejski wieczorową porą...

...i jego boczna elewacja za dnia.

Katedra w Puli.

Kościół Pani Morza.

Cesarsko-królewskie fortyfikacje.
















Stara część miasta...


...była niezwykle urokliwa...


...wąskie...


...i kręte uliczki...


...pięły się raz w górę...


...raz w dół...


...place tętniły życiem.


Tu kusiła kawiarnia...


...czy lodziarnia...


...tam znów restaurator zapraszał do stolika.
Niezwykle interesujące były też obrzeża ścisłego centrum...


...bardziej chaotyczne...


...czy zaniedbane, ale również godne uwagi.


Wszystko było tam bardziej surowe...


...bardziej krzywe i bardziej obdrapane.


Miejscami wyglądało to jak brazylijskie fawele.

Bogata historia miasta znalazła również odzwierciedlenie w balkonach.


Każdy z nich...


...był świadkiem świetności miasta...


...w innym okresie.

















Prócz zwiedzania spędziliśmy mnóstwo czasu nad wodą, czemu poświęcę odrębny wpis. Próbowaliśmy też lokalnej kuchni. Jedliśmy spaghetti i risotto, to zapewne wpływy z drugiej strony Adriatyku. Dania mięsne też były smaczne, ale przyznam, że wolę nasze, prócz tego pieczone ryby słonowodne z białym, chorwackim winem. Pasty tuńczykowe stanowiły kulinarną inspirację dla mojej żony i siostry. Najbardziej godne uwagi były jednak owoce morza. Pycha! Niestety nie zachował się materiał zdjęciowy.

Świetnym pomysłem, aż szkoda, że nie moim, była rezygnacja z powrotu chorwacką autostradą na rzecz dróg niższej rangi wzdłuż wybrzeża.


Asfaltowe szosy biegły pośród sadów oliwnych wydzielonych kamiennymi murkami.
Zobaczyliśmy nie tylko lokalny koloryt wsi i małych miasteczek, ale też surową urodę leśnych wzgórz i skalnych urwisk.










Droga powrotna trwała krócej. Jechaliśmy w ciągu dnia, więc dodatkowo była mniej uciążliwa. Przyjemnym akcentem była wizyta na pierwszej polskiej stacji benzynowej. Eleganckie i czyste łazienki były sporą odmianą po tym co widzieliśmy w Austrii czy Słowenii. Do tego bardzo uprzejma obsługa w barze. Dodam, że hot dog smakował mojej młodszej córce tak, że uznała, iż warto poprosić o przepis.




Ćwierćfuntak z serem czy Royal Cheese” czyli drobne różnice.

Parę drobiazgów wyobrażałem sobie inaczej. Zaskoczyło mnie choćby piwo w plastikowych butelkach. Początkowo nie mogłem się przekonać, choć po chwili namysłu uznałem, że wolę tak niż w aluminium. Tyle, że to chyba mniej ekologiczne rozwiązanie.
Co ważniejsze. Chorwaci wykazują w bardzo wielu kwestiach taką włoską niefrasobliwość. Coś jest niedokończone, coś niepomalowane, to zrobi się później. Z drugiej strony, każdy z nas jest chyba trochę Chorwatem. Ja na pewno. Wie to każdy, kto był u mnie domu. Ale tak jest może fajniej.

Tu druga część relacji:
http://pruswkajaku.blogspot.com/2016/08/12-20-sierpnia-2016-pula-cz2.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz