niedziela, 1 maja 2016

2016-05-01 KAMIENNA

rzeka:   Kamienna
trasa:   Skarżysko-Kamienna, ul. Piekna - Wąchock
dystans:   ok. 14,000 km (ok. 4 godzin)

Rano wydawało się, że nasz pogodowy fart zdecydowanie osłabł. Gdy wstałem, zobaczyłem zachmurzone niebo i mokry dach. Miałem jednak nadzieję, że to się zmieni. Odebrałem z dworca Andrzeja - kuzyna Agnieszki, a wkrótce nadjechała Dorotka, wykazując się wprost podręcznikową punktualnością. Kajaki na dach i w drogę. Tymczasem słońce zaczynało poczynać sobie coraz śmielej. Pochmurny dzień rokował z każdą chwilą coraz lepiej.

Spływ zaczął się obiecująco. Nie wiem od czego to zależy, ale Kamienna czasami niesie mętną wodę, a czasami pozwala zobaczyć dno na głębokości metra lub więcej.











Dziś widzieliśmy dno.
















Poziom wody był absolutnie wystarczający...















...a nurt dość żwawy.
















Zieleń na drzewach zagościła już na dobre... niestety nad Kamienną zadomowili się również drwale, zapewne z zarządu melioracji. No, szlag mnie trafi!











Cudownie dziki odcinek rzeki, z drzewami w nurcie, obfitujący w piętrowe zwałki zmienił się nie do poznania.














Na najbardziej dziewiczym fragmencie została tylko jedna zwałka, potem może jeszcze jedna lub dwie. Nie rozumiem takich działań.












Jaki jest cel usuwania zwalonych pni, koszenia trawy na brzegach czy wycinania drzew?













Argument o zatorach i spiętrzaniu wody na zwałkach jest bzdurny, poza tym trasa naszego spływu wiodła przez słabo zaludnione tereny.












Za sprawą drwali naszą trasę przepłynęliśmy o prawie dwie godziny krócej niż zazwyczaj, mimo, że zapuściłem się w starorzecza na Łyżwach i rozlewiska przed Wąchockiem, a tego nigdy nie robiłem.











Mimo tego spływ się udał, a pogoda, choć początkowo kapryśna, ostatecznie dopisała. Wszyscy byli zadowoleni.













Dorotka coraz lepiej zgrywała się ze swoim kajakiem i osiągała w nim coraz większe prędkości. Chyba przestanę jej proponować wyścigi.












Andrzej był mile zaskoczony urodą rzeki, zrobiły na nim wrażenie dynamiczne bystrza i dzikie odcinki. Dla Agnieszki i dla mnie trasa nie niosła specjalnych niespodzianek, ale i tak nam się podobało.










W Nowym Młynie spotkaliśmy sympatyczną rodzinę, która łączyła dziś różne formy fizycznej aktywności - pozdrawiamy, zaś za Marcinkowem natknęliśmy się na równie sympatyczną parę debiutującą w kanadyjce. Szkoda, że nie wymieniliśmy telefonów, ale może będzie jeszcze okazja... szczególnie, gdy nawrócą się na polietylen.







Dziękujemy za wspólny spływ i towarzystwo.

2 komentarze:

  1. Taka piękna rzeka... szkoda, że to wszystko gdzieś znika z niezrozumiałych działań człowieka.

    OdpowiedzUsuń