rzeka: Kamienna
trasa: Skarżysko-Kamienna, ul. Piekna - Wąchock
dystans: ok. 14,000 km (ok. 4 godzin)
Rano wydawało się, że nasz pogodowy fart zdecydowanie osłabł. Gdy wstałem, zobaczyłem zachmurzone niebo i mokry dach. Miałem jednak nadzieję, że to się zmieni. Odebrałem z dworca Andrzeja - kuzyna Agnieszki, a wkrótce nadjechała Dorotka, wykazując się wprost podręcznikową punktualnością. Kajaki na dach i w drogę. Tymczasem słońce zaczynało poczynać sobie coraz śmielej. Pochmurny dzień rokował z każdą chwilą coraz lepiej.
trasa: Skarżysko-Kamienna, ul. Piekna - Wąchock
dystans: ok. 14,000 km (ok. 4 godzin)
Rano wydawało się, że nasz pogodowy fart zdecydowanie osłabł. Gdy wstałem, zobaczyłem zachmurzone niebo i mokry dach. Miałem jednak nadzieję, że to się zmieni. Odebrałem z dworca Andrzeja - kuzyna Agnieszki, a wkrótce nadjechała Dorotka, wykazując się wprost podręcznikową punktualnością. Kajaki na dach i w drogę. Tymczasem słońce zaczynało poczynać sobie coraz śmielej. Pochmurny dzień rokował z każdą chwilą coraz lepiej.
Spływ
zaczął się obiecująco. Nie wiem od czego to zależy, ale Kamienna
czasami niesie mętną wodę, a czasami pozwala zobaczyć dno na
głębokości metra lub więcej.
Dziś widzieliśmy dno.
Poziom wody
był absolutnie wystarczający...
...a nurt dość żwawy.
Zieleń na
drzewach zagościła już na dobre... niestety nad Kamienną
zadomowili się również drwale, zapewne z zarządu melioracji. No,
szlag mnie trafi!
Cudownie dziki odcinek rzeki, z drzewami w nurcie,
obfitujący w piętrowe zwałki zmienił się nie do poznania.
Na
najbardziej dziewiczym fragmencie została tylko jedna zwałka, potem
może jeszcze jedna lub dwie. Nie rozumiem takich działań.
Jaki
jest cel usuwania zwalonych pni, koszenia trawy na brzegach czy
wycinania drzew?
Argument o zatorach i spiętrzaniu wody na zwałkach
jest bzdurny, poza tym trasa naszego spływu wiodła przez słabo
zaludnione tereny.
Za
sprawą drwali naszą trasę przepłynęliśmy o prawie dwie godziny
krócej niż zazwyczaj, mimo, że zapuściłem się w starorzecza na
Łyżwach i rozlewiska przed Wąchockiem, a tego nigdy nie robiłem.
Mimo tego spływ się udał, a pogoda, choć początkowo kapryśna,
ostatecznie dopisała. Wszyscy byli zadowoleni.
Dorotka coraz lepiej
zgrywała się ze swoim kajakiem i osiągała w nim coraz większe
prędkości. Chyba przestanę jej proponować wyścigi.
Andrzej był
mile zaskoczony urodą rzeki, zrobiły na nim wrażenie dynamiczne
bystrza i dzikie odcinki. Dla Agnieszki i dla mnie trasa nie niosła
specjalnych niespodzianek, ale i tak nam się podobało.
W
Nowym Młynie spotkaliśmy sympatyczną rodzinę, która łączyła
dziś różne formy fizycznej aktywności - pozdrawiamy, zaś za
Marcinkowem natknęliśmy się na równie sympatyczną parę
debiutującą w kanadyjce. Szkoda, że nie wymieniliśmy telefonów,
ale może będzie jeszcze okazja... szczególnie, gdy nawrócą się
na polietylen.
Dziękujemy za wspólny spływ i towarzystwo.
Taka piękna rzeka... szkoda, że to wszystko gdzieś znika z niezrozumiałych działań człowieka.
OdpowiedzUsuńMnie też szkoda.
OdpowiedzUsuń